Ciekawostka dla Poznaniaków

Miltaria, historia, wojskowość, sprzęt, ciekawostki

Moderator: Inkwizytor

ODPOWIEDZ
alderous
Posty: 113
Rejestracja: 15 grudnia 2006, 22:27
ID Steam:

Ciekawostka dla Poznaniaków

Post autor: alderous »

"W dniu 10 czerwca o godz. 8.30 spadł wojskowy samolot przy ul. Marchlewskiego (obecnie Królowej Jadwigi - przyp. red.), a róg Drogi Dębińskiej" - czytamy w poufnym "Biuletynie nr 41" PZPR z 13 czerwca 1952 roku.

O tej katastrofie nie ma żadnej informacji w encyklopediach ani w przewodnikach po Poznaniu. Próżno szukać o niej czegokolwiek w Internecie. Na nic zdało się rozpytywanie wśród fanów wojskowości i miłośników historii lotnictwa. Na jedyny dokument z 1952 roku będący dowodem tragedii natrafiliśmy przypadkiem w aktach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, których ocalała część znajduje się w Archiwum Państwowym w Poznaniu.

Tragedia o poranku

Potężny bombowiec radzieckiej produkcji, Pe-2FT o numerze 14353 leciał od strony Starołęki w kierunku lotniska na Ławicy. Zahaczył najpierw o budynek mieszczącej się przy skrzyżowaniu Robotniczej Spółdzielni Pracy, zerwał jego dach, a po uderzeniu w słup trakcji tramwajowej uderzył w ziemię. Eksplodowało paliwo i amunicja. W kilka sekund teren w promieniu kilkudziesięciu metrów zamienił się w morze płomieni. Zginęło trzech lotników i pięć osób cywilnych, a kilkanaście innych zostało rannych.

Media nie poinformowały o katastrofie. Ani nazajutrz, ani później. Trudno się temu dziwić. W 1952 roku stalinizm był w pełnym rozkwicie: polskie więzienia pełne wrogów komunizmu, wydawano wyroki śmierci z powodów politycznych, a sklepy pustoszały. Miesiąc przed katastrofą władze wprowadziły kartki na mydło, proszek do prania, cukier, a nawet słodycze dla dzieci. Miesiąc po tragedii weszła w życie legalizująca w Polsce komunizm konstytucja, którą osobiście opiniował Stalin. Zaczęło nadawać z Monachium polskojęzyczne Radio Wolna Europa. Ale i w nim nie powiedziano słowa o tragedii w centrum Poznania.

Sprawa była otoczona tajemnicą przez dziesiątki lat. Od początku zadbano, by nie było po niej śladu. "Na miejscu wypadku zauważono studenta szkoły inżynierskiej ob. Stasiaka, który usiłował powyższy wypadek sfotografować, co udaremniła jemu Milicja Obywatelska" - czytamy w dokumencie PZPR.

Czas zatarł ślad

Na utajnienie sprawy mógł mieć wpływ fakt, że bombowiec należał do jednostki zwiadowczej. Miała ona radzieckiego dowódcę. Ustaliliśmy, że powstałym w 1951 roku 21 Pułkiem Lotnictwa Zwiadowczego kierował major Andriej Dubowoj. Do 1954 roku pułk stacjonował na poznańskiej Ławicy. Potem przeniesiono go do Sochaczewa. Przeszedł kilka reorganizacji. 21 Pułk zlikwidowano w 1986 roku.

Jedyny oficjalny ślad katastrofy znalazł się w specjalistycznej publikacji wojskowej wydanej w 2003 roku omawiającej wszystkie wypadki wojskowe z udziałem lotników. Kilka suchych zdań zawiera głównie informacje o załodze feralnego Pe-2 i miejscu jego rozbicia się (miał to być teren obecnej Akademii Wychowania Fizycznego). Dane o rannych są inne niż w dokumencie PZPR. Nie ma też ani słowa o miejscu ich pochówku, chociaż takie dane są w opisach innych wojskowych katastrof. Nie ustalono przyczyny katastrofy.

Ile osób było faktycznie poszkodowanych? W wojskowym rejestrze mowa jest o trzech zabitych wojskowych, pięciu ofiarach cywilnych i dziesięciu rannych. Tymczasem w dokumencie archiwalnym PZPR jest informacjo o tym, że na miejscu zginęło dwóch wojskowych i pięciu cywilów (w tym kobieta, której personaliów nie podano), a piętnastu było rannych. Przeżyć miał też jeden z wojskowych. Zapewne jednak zmarł, gdyż wojskowy raport mówi o śmierci całej załogi bombowca.

Próbowaliśmy ustalić, kim była kobieta, która zginęła w katastrofie. Bezskutecznie. Rannych przewieziono do Szpitala Ubezpieczalni Społecznej przy ul. Garbary oraz szpitala przy ul. Szkolnej. Nie można jednak ustalić, kogo hospitalizowano z powodu braku dokumentacji. Pierwszy ze szpitali został zlikwidowany jeszcze w 1952 roku (na jego miejscu powstał Ośrodek Onkologii). Natomiast archiwum szpitala przy ul. Szkolnej nie ma już dokumentacji z lat 50.

Utajnione ofiary

Z biuletynu z 1952 roku wynika, że większość wśród ofiar katastrofy stanowili pracownicy Poznańskiego Przedsiębiorstwa Robót Telekomunikacyjnych (PPRT) i Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego (MPK). Dlaczego akurat oni? Ustaliliśmy, że od wiosny 1952 roku budowano linię tramwajową w kierunku Rataj, a przy tej okazji rozbudowywano sieć telefoniczną. Pytaliśmy w obu przedsiębiorstwach. .

- Pierwsze słyszę, że była jakaś tragedia z udziałem pracowników MPK - mówi zaskoczony Jan Wojcieszak, autor obszernej publikacji o 120-letniej historii komunikacji miejskiej w Poznaniu. Także rzecznik MPK zapewnia, by w przedsiębiorstwie znajdowały się jakieś dokumenty mówiące o ofiarach pośród jego pracowników.

Dzięki pomocy firmy POZTEL S. A., która jest kontynuacją założonego w 1950 roku PPRT udało nam się dotrzeć do pracownika, który wiedział o katastrofie. I on jednak znał dotąd tylko niektóre jej okoliczności.

- Usłyszeliśmy, że był wypadek przy moście, gdzie pracowała nasza firma. Chcieliśmy dotrzeć na jego miejsce. Niestety, wszystko było otoczone przez milicję. Kordon był już przy ul. Półwiejskiej - wspomina 77-letni dziś Tadeusz Koszlajda. - Potem dowiedzieliśmy się, że zginął Józef Gruszczyński. Mówiono, że odniósł tak poważne obrażenia, że nie można było go zidentyfikować.

Poznaniak pamięta, że dostęp do miejsca tragedii był niemożliwy jeszcze przez kilka dni. Kiedy w końcu zlikwidowano blokadę milicyjną, nie było już śladu po samolocie. Została tylko wypalona ziemia. O tym, jak wielką tajemnicą otoczono katastrofę, najlepiej świadczy fakt, że Tadeusz Koszlajda dopiero od nas dowiedział się, że śmierć ponieśli także dwaj inni pracownicy PPRT.

Katastrofa do upamiętnienia

Do lat 90. tuż przy moście nad Wartą stał od lat 70. na cokole odrzutowy LiM. Niektórzy mówili w Poznaniu, że w tym miejscu doszło kiedyś do katastrofy samolotu, który próbował rzekomo lądować na rzece. Postawiony przez lotników odrzutowiec miał upamiętniać ich tragicznie zmarłych kolegów. Czy faktycznie był on swoistym pomnikiem? Jeśli tak, to równie utajnionym jak sama katastrofa. Na LiM-ie nie było żadnej informacji o tragedii w 1952 roku. Stał też dosyć daleko od miejsca upadku Pe-2.

Dzisiaj w pobliżu miejsca, gdzie przez 55 laty zginęło lub odniosło rany ponad dwadzieścia osób, stoi gmach AWF. Nie tylko studiujący tam nie znają historii tego miejsca. Tymczasem z przeprowadzonej przez nas analizy wypadków, które zdarzyły się po 1945 roku wynika, że upadek bombowca w Poznaniu był największą do dzisiaj katastrofą wojskową z udziałem ofiar cywilnych. Czy miejsce tragicznej śmierci poznaniaków i lotników nie powinno zostać upamiętnione przez władze miasta? .

Krzysztof M. Kaźmierczak, Przemysław Zwiernik*
* P. Zwiernik jest historykiem, specjalizuje się w historii PRL, pracuje w IPN w Poznaniu

Lista zabitych

Zdzisław Lara (pilot)
Stanisław Kuć (nawigator)
Józef Bednarek (strzelec-radiotelegrafista)
Józef Gruszczyński (PPRT)
Władysław Benedykczak (PPRT)
Henryk Bibrowicz Feliks Broda (PPRT)
nieznana do dziś kobieta

źródło
ODPOWIEDZ

Wróć do „Militarium”