Opowiadania wojenne

Miltaria, historia, wojskowość, sprzęt, ciekawostki

Moderator: Inkwizytor

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Artek3333
Posty: 578
Rejestracja: 29 czerwca 2007, 20:02
ID Steam:
ID gracza: 0
Lokalizacja: Żywiec

Opowiadania wojenne

Post autor: Artek3333 »

Zachęcam wszystkich, do umieszczania tu ciekawych i autentycznych relacji współczesnych wojen. :D

Wojna w Czeczeni-relacja
Opisane tu wydarzenie jest prawdziwe. Ich uczestnicy żyją – bądź żyli. Ci, którzy walczyli na wojnie po czeczeńskiej stronie, są dzisiaj w Rosji wyjęci z pod prawa.
20 lipca 1996
Sześć śmigłowców Mi-24 zatoczyło krąg nad naszą pozycją. Pierwszy w szyku wystrzelił rakiety w widoczny z naszej pozycji, porośnięty lasem stok i pionowe skalne filary góry Borzoj-łam. W śród drzew wykwitły ogniste obwarzanki, płomienie buchnęły z nagich kamieni. Potem warknął karabin maszynowy, zasypując snopami iskier . pilot śmigłowca nie chciał widocznie zbliżać się za bardzo do pozycji pułku szatojskiego, bo po wystrzeleniu kilku rakiet i serii karabinowej, maszyna skręciła w prawo łagodnym łukiem powracając do szyku na okręgu. Oderwały się od niej płonące kule, które miały zmylić nasze rakiety przeciwlotnicze. Na prostą , wycelowaną w Borzoj-łam, wychodziła kolejna maszyna. Nagle zdałem sobie sprawę, że śmigłowce lecą na wysokości zaledwie kilkuset metrów i że powinienem do nich strzelać. Ustawiłem lunetę na pięćset metrów i wycelowałem do maszyny, która po salwie z karabinu pokładowego weszła w skręt, ukazując górną powierzchnię kabiny pilota, wirnik i łopaty. W magazynku miałem naboje przeciwpancerno-zapalające. Wyprzedziłem śmigłowiec o trzecia część długości i zacząłem strzelać. Śmigłowiec okrążył moje stanowisko z prawej strony i zniknął za plecami. Nic nie wskazywało żeby został trafiony albo że moje strzelanie zrobiło na załodze jakieś wrażenie. Popatrzyłem w ślad za nim, czekając z nadzieja na smużkę czarnego dymu, ale nad głową miałem już następną maszynę. Była przez chwilę w samym zenicie, w lunecie dokładnie widziałem szczegóły kadłuba, ale nie strzelałem. Wiedziałem, że brzuch śmigłowca zrobiony jest z pancernych blach i chroni go dodatkowo półokrągła płyta montowana wewnątrz kadłuba. Wolałem poczekać, aż wchodząc w wiraż maszyna pokarze wrażliwą górną powierzchnie, szkło kabiny pilota, osłony silników, wirnik który mógł się rozlecieć od jednego celnego trafienia. po chwili śmigłowiec wypluł pośpieszną salwę i kiedy z prostej wszedł w zakręt, wycelowałem i zacząłem strzelać .W tej samej chwili z lasu nad naszą doliną, z ukrytego w śród drzew stanowiska, odezwały się ciężkie karabiny maszynowe - KPWT i DSzK. Karabiny stały na trójnożnych stojakach i były przygotowane specjalnie do walki z lotnictwem. Chłopcy strzelali oszczędnie , dokładnie celując przez prowizoryczne przybory. Amunicji mieli niewiele. Karabiny zostały wymontowane ze zniszczonych rosyjskich transporterów. Władymirow miał uszkodzony zamek, po każdym strzale trzeba było go ręcznie przeładować. DSzK strzelał krótkimi seriami po trzy nabije. Chłopcy mieli do niego tylko jedną taśmę. Ostrzelany śmigłowiec spokojnie zataczał koło. Oddalił się na kilka kilometrów, nad linię rosyjskich okopów. Następny zbliżał się jego śladem, szykując się do ataku na pozycje na górze Borzoj. Miałem go z lewej strony, nadlatywał niemal na sztych, widziałem jego obły nos i szyby, za którymi było najwrażliwsze miejsce całej tej machiny, złożonej ze stalowych blach, rur, paliwa, trotylu i ludzkiego mózgu. To najwrażliwsze miejsce, zbudowane z miękkiej tkanki, chroniło pancerne szkło, hełm z tytanowymi płytami i kości czaszki. Wszystko było na nic gdybym trafił. Wycelowałem i czekałem na właściwy moment, prowadząc śmigłowiec lufą w miarę jak się zbliżał. Tłukła mi się po głowie przestroga, aby nigdy nie strzelać na wprost, pokusa była jednak zbyt silna. Zdążyłem strzelić trzy razy, kiedy zamek karabinu zatrzymał się w tylnym położeniu: w magazynku skończyły się naboje. Przyklęknąłem, z kieszeni kamizelki wydobyłem pełny magazynek. Z emocji drżały mi dłonie. Odpiąłem pusty magazynek, założyłem nowy, przeładowałem. Śmigłowiec tymczasem przeleciał już nad moją głowa i wypuścił w stronę Borzoj-łam serię rakiet. Tak jak, bym nie istniał, jakbym do niego nie strzelał i nie zasłużył na salwę ze wszystkiego, co miał w sobie do zabijania. Potem wszystko powtórzyło się jeszcze kilka razy – śmigłowce zbliżały się do miejsca skąd prowadziły ogień na pozycje Baławdiego, strzelałem do nich, zmieniałem magazynki, lufa była gorąca od ognia, z lasu nade mną poszczekiwały karabiny przeciwlotnicze, ale nasze staranie nie przyniosły żadnego efektu i maszyny spokojnie wracały do swojego miejsca w szyku, krążąc po okręgu jak Apacze wokół taboru bladych twarzy. Wywalały kolejne porcje rakiet i pocisków i tylko ogniste kule, tryskające spod żelaznych brzuchów świadczyły o tym, że ludzie zamknięci w maszynach boja się śmierci, boją się naszych rakiet, których nie mieliśmy, i pocisków z naszych karabinów. Żaden śmigłowiec nie spadł, żaden nie zadymił. Pokręciły się jeszcze trochę i odleciały w kierunku Szatoj, żegnane ostatnią długą serią krasawczika ze szczytu Borzoj-łam. Byłem rozczarowany.
Awatar użytkownika
LukeOne
Posty: 95
Rejestracja: 01 września 2010, 19:59
ID Steam:
ID gracza: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: Opowiadania wojenne

Post autor: LukeOne »

Fajna sprawa lubię takie opowiadania dodam coś http://wyborcza.pl/1,76842,5699172,Najk ... towej.html tutaj fajne opowiadanie choć pewnie przez wielu znane ... ludzie piszcie tu.
combat ready
ODPOWIEDZ

Wróć do „Militarium”